Pune to drugie co do wielkości miasto stanu Maharashtra, do
którego udałem się po opuszczeniu Aurangabad. Przez pierwszy okres pobytu w tym
dość dużym 6ciomilionowym mieście mieszkałem z Sree. Chłopak dość długi czas
spędzał w biurze więc i ja musiałem chcąc nie chcąc cały dzień spędzać po za
jego domem, więc postanowiłem zobaczyć powolutku nie spiesznie wszystko co jest
ciekawe w mieście i w jego bezpośrednich okolicach. Jeśli chodzi o te ostatnie
to bardzo fajnym miejscem okazały się pobliskie ruiny fortu Sinhagad do których
dostałem się moim pięknym motorkiem (ok. 30km z Pune) ale dojechać tu można też
ponoć autobusem. Dotarłem tu rano co okazało się jak zawsze dobrym pomysłem. Zjadłem
tanie śniadanko podziwiając wspaniałe widoczki i powolutku szwędając się
zlazłem całą okolicę. Gdy późnym popołudniem opuszczałem to miejsce w przeciwną
stronę zmierzały już spore tabuny ludzi prawdopodobnie by podziwiać zachód
słońca później. Ja na podziwianie zachodu ruszyłem do miasta a konkretnie do
świątyni Parvati. Z jej murów też jest fajny widok na Pune ludzi było znacznie
mniej a wielgaśne ptaszyska szybujące na powietrznych prądach nad świątynia tworzą
fantastyczny, jak dla mnie, klimat. Kolejnego dnia zabrałem się za zwiedzanie
centrum miasta. Shaniwar Wada to chyba najbardziej charakterystyczne miejsce
Pune choć wg mnie sporo przereklamowane. Kiedyś był to wspaniały pałac perełka
architektoniczna, ale po owym cudzie pozostały tylko mury i fundamenty
poszczególnych struktur już za murami. Jako park by sobie w cieniu posiedzieć i
nadrobić zaległości w blogu nadawał się jednak prawie idealnie. Prawie bo to są
Indie i białas z laptopem to po prostu magnes na wścibskich hindusów :)
Niedaleko stad znajduje się też bardzo fajna świątynia – Dagdusheth poświęcona
Ganesh-y chyba najbardziej zdobna z pośród wszystkich jakie widziałem w Pune.
Oblegane też jest przez dość duże tłumy odwiedzających, ale spokojnie można
znaleźć swój kawałek podłogi w środku by pokontemplować. Zupełnie odmienny
klimat odnalazłem natomiast w innej świątyni, do której dotarłem przed zmrokiem
i pozostałem jakiś czas. Pataleshwar to bowiem starożytna świątynia wykuta w
skale, którą wchłonęła i otoczyła metropolia Pune. W środku poczuć można jednak
spokój mijających wieków, który jest olbrzymim kontrastem do chaosu miasta.
Kolejnego dnia postanowiłem zwiedzić Aga Khan Palace.
Miejsce bardzo ważne dla nowożytnej historii Indii. Tutaj bowiem Brytyjczycy
internowali w 1944 roku Gandhiego wraz z jego żona i sekretarzem. Nie będę tu
się rozwodził za bardzo o historii tego fascynującego człowieka, gdyż kto będzie
chciał to sobie znajdzie i poczyta. Nadmienię tylko że w Aga Khan przyszło
Gandhiemu pochować swojego przyjaciela i żonę których mogiły znajdują się w
ogrodzie. Także jego szczątki też się tu potem więc znalazły.
Tak naprawdę nie chciałem zostać w Pune tak długo i szczerze
myślałem, że trochę zaznam tu życia nocnego, z którego Pune słynie, gdyż jest
jednym z najbardziej akademickich miast. Moje plany zostały jednak brutalnie
zweryfikowane po wystąpieniu premiera Indii, w którym zdelegalizował największe
banknoty tworząc chaos finansowy w całym państwie i piekiełko dla turystów
odwiedzających właśnie ten piękny kraj. Tak więc postanowiłem znaleźć kolejnego
hosta i pozostać tu trochę dłużej. Para, która zdecydowała się mnie przygarnąć Kapil
i Kusum bardzo dużo mi pomogła. W dzień, gdy otworzono wreszcie banki panował
kompletny chaos. Nikt nic nie wiedział wszędzie kolejki po pieniądze, których
fizycznie nie było. Na szczęście Kapil bardzo sprawnie wykorzystał moją
zdziwiona mordę białasa i dostaliśmy się do gabinetu dyrektora jednego z
banków. Facet wyjaśnił nam, że fizycznie nie ma pieniędzy by ludziom je
wymienić, ale dla mnie zrobi wyjątek i w ten oto sposób wymieniłem 4000 rupi w
zdelegalizowanych banknotach 500 na legalne 50siatki. W następnym banku nie
mieli w ogóle procedury przewidzianej dla turysty wiec nie było opcji by mnie
obsłużyć, ale Kapil wymienił mi kolejne 4000 tak jak były jego. W ten oto
sposób zostałem zabezpieczony finansowo na najbliższe dni podczas gdy reszta
Indii pogrążała się w coraz większym chaosie finansowym. Dni spędzone z tą
wspaniałą parą minęły mi bardzo szybko na jedzeniu przepysznych potraw Kusum i
konwersacjach na wszystkie możliwe tematy. Dzięki nim naprawdę udało mi się
naładować baterie na dalszą podróż. Mój jak do tej pory najdalszy skok, ponad
550km motocyklem do Hampi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz