poniedziałek, 7 listopada 2016

Pune


Pune to drugie co do wielkości miasto stanu Maharashtra, do którego udałem się po opuszczeniu Aurangabad. Przez pierwszy okres pobytu w tym dość dużym 6ciomilionowym mieście mieszkałem z Sree. Chłopak dość długi czas spędzał w biurze więc i ja musiałem chcąc nie chcąc cały dzień spędzać po za jego domem, więc postanowiłem zobaczyć powolutku nie spiesznie wszystko co jest ciekawe w mieście i w jego bezpośrednich okolicach. Jeśli chodzi o te ostatnie to bardzo fajnym miejscem okazały się pobliskie ruiny fortu Sinhagad do których dostałem się moim pięknym motorkiem (ok. 30km z Pune) ale dojechać tu można też ponoć autobusem. Dotarłem tu rano co okazało się jak zawsze dobrym pomysłem. Zjadłem tanie śniadanko podziwiając wspaniałe widoczki i powolutku szwędając się zlazłem całą okolicę. Gdy późnym popołudniem opuszczałem to miejsce w przeciwną stronę zmierzały już spore tabuny ludzi prawdopodobnie by podziwiać zachód słońca później. Ja na podziwianie zachodu ruszyłem do miasta a konkretnie do świątyni Parvati. Z jej murów też jest fajny widok na Pune ludzi było znacznie mniej a wielgaśne ptaszyska szybujące na powietrznych prądach nad świątynia tworzą fantastyczny, jak dla mnie, klimat. Kolejnego dnia zabrałem się za zwiedzanie centrum miasta. Shaniwar Wada to chyba najbardziej charakterystyczne miejsce Pune choć wg mnie sporo przereklamowane. Kiedyś był to wspaniały pałac perełka architektoniczna, ale po owym cudzie pozostały tylko mury i fundamenty poszczególnych struktur już za murami. Jako park by sobie w cieniu posiedzieć i nadrobić zaległości w blogu nadawał się jednak prawie idealnie. Prawie bo to są Indie i białas z laptopem to po prostu magnes na wścibskich hindusów :) Niedaleko stad znajduje się też bardzo fajna świątynia – Dagdusheth poświęcona Ganesh-y chyba najbardziej zdobna z pośród wszystkich jakie widziałem w Pune. Oblegane też jest przez dość duże tłumy odwiedzających, ale spokojnie można znaleźć swój kawałek podłogi w środku by pokontemplować. Zupełnie odmienny klimat odnalazłem natomiast w innej świątyni, do której dotarłem przed zmrokiem i pozostałem jakiś czas. Pataleshwar to bowiem starożytna świątynia wykuta w skale, którą wchłonęła i otoczyła metropolia Pune. W środku poczuć można jednak spokój mijających wieków, który jest olbrzymim kontrastem do chaosu miasta.
Kolejnego dnia postanowiłem zwiedzić Aga Khan Palace. Miejsce bardzo ważne dla nowożytnej historii Indii. Tutaj bowiem Brytyjczycy internowali w 1944 roku Gandhiego wraz z jego żona i sekretarzem. Nie będę tu się rozwodził za bardzo o historii tego fascynującego człowieka, gdyż kto będzie chciał to sobie znajdzie i poczyta. Nadmienię tylko że w Aga Khan przyszło Gandhiemu pochować swojego przyjaciela i żonę których mogiły znajdują się w ogrodzie. Także jego szczątki też się tu potem więc znalazły.

Tak naprawdę nie chciałem zostać w Pune tak długo i szczerze myślałem, że trochę zaznam tu życia nocnego, z którego Pune słynie, gdyż jest jednym z najbardziej akademickich miast. Moje plany zostały jednak brutalnie zweryfikowane po wystąpieniu premiera Indii, w którym zdelegalizował największe banknoty tworząc chaos finansowy w całym państwie i piekiełko dla turystów odwiedzających właśnie ten piękny kraj. Tak więc postanowiłem znaleźć kolejnego hosta i pozostać tu trochę dłużej. Para, która zdecydowała się mnie przygarnąć Kapil i Kusum bardzo dużo mi pomogła. W dzień, gdy otworzono wreszcie banki panował kompletny chaos. Nikt nic nie wiedział wszędzie kolejki po pieniądze, których fizycznie nie było. Na szczęście Kapil bardzo sprawnie wykorzystał moją zdziwiona mordę białasa i dostaliśmy się do gabinetu dyrektora jednego z banków. Facet wyjaśnił nam, że fizycznie nie ma pieniędzy by ludziom je wymienić, ale dla mnie zrobi wyjątek i w ten oto sposób wymieniłem 4000 rupi w zdelegalizowanych banknotach 500 na legalne 50siatki. W następnym banku nie mieli w ogóle procedury przewidzianej dla turysty wiec nie było opcji by mnie obsłużyć, ale Kapil wymienił mi kolejne 4000 tak jak były jego. W ten oto sposób zostałem zabezpieczony finansowo na najbliższe dni podczas gdy reszta Indii pogrążała się w coraz większym chaosie finansowym. Dni spędzone z tą wspaniałą parą minęły mi bardzo szybko na jedzeniu przepysznych potraw Kusum i konwersacjach na wszystkie możliwe tematy. Dzięki nim naprawdę udało mi się naładować baterie na dalszą podróż. Mój jak do tej pory najdalszy skok, ponad 550km motocyklem do Hampi.





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz