Do tego niesamowitego miejsca trafiłem dzięki
niezastąpionemu Couchsurfingowi. Znalezienie bowiem w sezonie hosta w Goa
graniczy z cudem a tu okazało się, że jest coś takiego jak darmowy hostel.
Głównymi organizatorami tego niesamowitego przedsięwzięcia jest wspaniała para
Ankit i Elissa lecz pomaga im przy tym ogromna rzesza ludzi których aż trudno
wymienić. Miejsce to ma za zadanie zbierać w okuł niego ciekawych ludzi i być
swego rodzaju generatorem, katalizatorem pomysłów, idei, wymiany myśli i
poglądów. Być miejscem spotkań artystów podróżników i wszelkiej maści ciekawych
świata ludzi. Hostel ma bardzo fajne położenie, gdyż jest usytułowany w
okolicach Querin Beach jednego ze spokojniejszych miejsc w Goa, jednak jedyne
7km od miejscowości Arambol, która jest już dość dużą imprezownią. Najciekawsze
balety jednak oddalone są o ok. 30km w miejscowości Anjuna (ok. 50minut jazdy
motorkiem). Takie właśnie położenie tego miejsca sprawia, że każdy tu odnajdzie
coś dla siebie. Mi przez pierwszych kilka dni nie w głowie były imprezy, gdyż w
nocy zaraz po przybyciu do hostelu dość konkretnie się rozchorowałem. Nie będę
się tu wdawał w szczegóły, ale miałem mega rozwolnienie przez 2 kolejne dni i
gdyby nie opieka wspaniałych przyjaciół z hostelu i leki które zabrałem z
polski (Xifaxan) było by zemną słabo. Następne kilka dni dochodziłem do siebie
powolutku zwiedzając okolicę żywiąc się tylko i wyłącznie w hostelu. Jedzenie
tu przygotowywane jest bardzo dobre, pożywne i co najważniejsze zdrowe i czyste
i kosztuje tylko 250 rupi za 3 posiłki (jak wspaniale się prezentuje macie na
zdjęciu a gwarantuje, że smakuje jeszcze lepiej). Gdy weźmiemy pod uwagę, że
nie płaci się za spanie utrzymanie i życie tu okazało się dla mnie super tanie
i mocno podreperowało mój skromny budżet. Oczywiście nie ma obowiązku by jeść w
No Name hostel ale bardzo to pomaga w utrzymaniu tej wspaniałej inicjatywy,
gdyż gotując dla dużej ilości osób wychodzi taniej i osoby, które to wszystko
ogarniają mogą mieć choć jedzenie za darmo. Miejsce to też utrzymuje się dzięki
crowdfundingowi i dotacją zarówno od osób odwiedzających to miejsce jak i tych,
którzy nigdy tu nie byli jednak w pełni się solidaryzują z tą inicjatywą. Dzieje
się tu całkiem sporo. Gdy tam byłem właśnie powstawał piec na pizzę i chleb,
który sam pomagałem też budować. Rusłan kumpel z Kazachstanu z którym śmiejemy
się do rozpuchu na jednym ze zdjęć przyjechał ze swoim profesjonalnym stołem do
masażu. Każdy kto dofinansuje hostel ma u niego darmowe zabiegi. Rus to w ogóle
ciekawy człowiek, który zaraził wszystkich w hostelu swoja pasją do szachów.
Każdego dnia graliśmy i nigdy nie udało mi się go zwyciężyć. Nie widziałem też by komukolwiek udała się ta sztuka, ale zabawy była kupa.
Jak już wreszcie byłem w pełni sił mogłem wreszcie zażyć
trochę typowych dla Goa baletów. Jak się orientujecie bądź nie region ten
podlega zupełnie innemu opodatkowaniu niż reszta Indii co sprawia, że alkohol,
tytoń oraz paliwo są dużo tańsze. Przykładowo mój ulubiony rum „Old Monk”
(ciemny 7dmioletni) kosztował jedynie 175 rupii za 0,75 litra, podczas gdy 2
litry coli to około 90 rupii. Jeśli chodzi o wejścia do najfajniejszych
imprezowni to są one dla białych w większości darmowe, a co ciekawe płatne
tylko dla hindusów. Najfajniejsze imprezy które odbywają się cyklicznie i
miałem szczęście odwiedzić to na bank Ital Digital – świetne bity w klimatach około
regowych zahaczające także o jungle i dubstep oraz najsłynniejsza chyba w
okolicach Shiva Valey. Ta ostatnia to oczywiście impreza transowa odbywająca
się w knajpie, która naprawdę jest świątynia Shivy. Klimat i muza niesamowite i
ciężkie do opisania. Najlepiej wpaść tam i zaznać tych świętych bitów samemu w
każdy wtorek w Anjuna. Impreza tak naprawdę rozkręca się dopiero ok. 1szej i
trwa do późnego rana :) Ciekawym i wartym odwiedzenia miejscem jest też na
pewno „drum circle” odbywający się zawsze przed zachodem słońca na głównej
plaży w Arambolu (na lewo od wejścia). Zbiera się tu w sezonie nawet i
kilkunastu bębniarzy i innych instrumentalistów o naprawdę dużych
umiejętnościach. Polecam zabrać ze sobą marakasy instrument wg mnie
najfajniejszy gdyż można tańczyć i tworzyć dźwięki jednocześnie. Szczególnie
jak się jest takim beztalenciem muzycznym jak ja :)
Jeśli chodzi o ciekawe spotkania ze światem ożywionym to
jednego dnia wdepnąłem w gąsienicę widoczną na zdjęciu. Nawet sierściucha nie
zgniotłem (popełzła sobie spokojnie dalej) a jej igły wbiły mi się w stopę.
Wyciąganie ich pęsetą zajęło mi kawał czasu a samo spotkanie zapamiętam jako
bolesne i nieprzyjemne. Chłopaki z hostelu mówił, że igły tego owada są
jadowite i mogę mieć po nich „jazdy” ale nie odnotowałem większych zmian w mej
już chyba wystarczająco pojechanej psychice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz