W to niesamowite miejsce udałem się dzięki mojemu
gospodarzowi i kumplowi Amolowi z Aurangabad. Chłopak bardzo się interesuje
dziką przyrodą i pokazał mi je jako jedno ze swoich ulubionych miejsc w
okolicy. Kawałek się tu jedzie zarówno dziurami w klimacie hard enduro jak i
fajnymi górskimi serpentynkami na bardzo dobrym asfalcie. Przydały mi się więc
zarówno umiejętności jazdy w stójce nabytej dzięki chrupkowi jak i te których
według moich kolegów nigdy nie posiadłem, czyli odpowiedniego składania się w
zakręty :) Jeśli chodzi o tę drugą kwestie to faktycznie coś w tym musi być, bo
kurczę przez sekwencje kilku zakrętów nie mogłem wyprzedzić gościa, który
zapierdalał podobnej klasy motorkiem wraz z dwójką swych dzieci. Mój kolega zasuwał
przede mną nowiuśkim Royal Endfieldem Himalajanem marzeniem wszystkich hinduskich
motocyklistów. To pierwszy tak naprawdę ofradowy motocykl dostępny dla
miejscowych motocyklistów i by za nim nadążyć moją FZką musiałem się sporo
napocić. Zainteresowani znajdą sobie specyfikację tego motocykla i pewno się
nieźle pod nosem uśmiechną, lecz na tutejszych drogach to istny potwór, którego
zawieszenie w dodatku pozwala całkiem komfortowo przemieszczać się nawet po
najgorszych z tutejszych dróg. Za kilka lat, gdy będą dostępne już używki,
będzie to chyba najbardziej odpowiedni motocykl dla bogatszych turystów, którzy
zdecydują się na podobną do mojej podróż.
(Jeśli wyjdą jakieś
kompletne bzdury w tym jak i w poprzednim wpisie to przepraszam ale piszę to
wszystko na ławce w środku Shaniwar Wada w Pune i co 5-10 minut ktoś się
przysiada :) Dzieciakom musiałem zrobić standardowe selfee by wreszcie sobie poszły. Nie poszły piszę
więc dalej może się znudzą i pójdą)
O czym to ja a tak… Amol nazwał to miejsce „Spider district”
i nazwa w pełni oddaje klimat tego miejsca które wprost roi się od olbrzymich
pająków głównie z gatunku Golden Orb Weawer. Ich niesamowite, olbrzymie sieci
robią ogromne wrażenie a przedzieranie się przez las/dżunglę otoczony przez nie
z każdej strony nawet mi kilka razy przysporzyło gęsiej skorki. Dodam jeszcze,
że pająki te w soje olbrzymie sieci łapią nie tylko owady, ale również i małe
ptaki. Największą atrakcją tego dnia jednak nie były pająki, lecz świeżutki
trop leoparda, na który trafiliśmy przy zaschniętym zbiorniku wodnym. Z tego co
mi powiedział Amol nie mógł mieć więcej niż dzień, lecz bardziej prawdopodobne,
że jedynie kilka godzin. Powiedział mi, że mam olbrzymie szczęście, gdyż takie
tropy zdążają się niezmiernie rzadko szczególnie o tej porze roku. Szczerze to
od tej chwili czuliśmy się trochę nieswojo i każdy ruch otoczenia wywoływał u
nas dość duże napięcie mając świadomość, że ten duży kotek może czaić się na
nas całkiem niedaleko. Na zdjęciach zobaczycie też trochę małp, które sfotografowałem
w miejscu, gdzie pozostawiłem motocykl. Upodobały sobie one bowiem okolice
bliskie ludzkich domostw. Jedna nawet dla mnie fajnie pozowała stąd dość
dobre ujęcie, pomimo, iż były dość płochliwe.
W miejsce to zawitaliśmy ponownie za kilka dni już większą
ekipą. Było mi w Aurangabad tak dobrze, że pozostawiłem tu zostać dłużej a mój
gospodarz nie miał nic przeciwko, pomimo, że przyjechała do niego dość duża
ekipa przyjaciół. Zobaczyłem wtedy różnicę w czasie potrzebną do
przemieszczania się po Indiach różnymi środkami transportu. Pomimo iż Amol
naprawdę zapierdzielał swoim pickupem dotarcie do tego miejsca zajęło nam dużo
więcej czasu. Pomimo, iż bardzo polubiłem tą zwariowana ekipę, odwiedzenie tego
typu miejsca tylko w dwie osoby było zdecydowanie lepszą opcją.
Ps. Ostatnie zdjęcie jest z drogi powrotnej (dosłownie). Pierwsza mangusta która nie uciekła przed zdjęciem.
Nosz ciutenke za duzo tych pajĄków........ za duze i za duzo. I spij ty pozniej spokojnie. Nazwa miejsca w pelni uzasadniona ;)
OdpowiedzUsuń