wtorek, 1 listopada 2016

Ajanta

Ajate odwiedziłem dwukrotnie, gdyż jeden z kolegów mojego gospodarza z Aurangabad wprowadził mnie w błąd sugerując, iż w poniedziałki to Ellora jest zamknięta a Ajanta we wtorek. Okazało się, iż jest w rzeczywistości dokładnie na odwrót i zrobiłem ok. 250km na marne. Dobrze, że ruszyłem tam wcześnie rano i dość szybko zapierdzielałem, bo dzięki temu nie straciłem całego poniedziałku i zdążyłem jeszcze tego dnia zwiedzić Ellore o której przeczytaliście w poprzednim wpisie. Kolejnego dnia ruszyłem także dość wcześnie lecz znając już drogę i korzystając z niezawodnego jak do tej pory GPSu przemierzyłem ją dość sprawnie z małym postojem na śniadanko po drodze. Uwielbiam zatrzymywać się w przydrożnych knajpkach w małych wioskach gdzieś na totalnym zadupiu, gdzie pojawienie się białasa wzbudza sporą sensację. Oczywiście ludzie w tych miejscach nie porozumiewają się swobodnie po angielsku, ale jakoś nie stanowi to problemu. Na ogół wybieram miejsce, gdzie ktoś już coś wcina i jak mi się podoba to mówię/ pokazuję że chcę to samo. Kilka razy trafiłem na naprawdę pikantne potrawy, ale zawsze bardzo smaczne. Kontynuując tą przydługawą dygresję uwielbiam hinduskie potrawy. Wszystkie jeszcze nie zdarzyło mi się dwa razy jeść tego samego lecz jednocześnie nie trafiłem na nic co by mi jakoś kompletnie nie odpowiadało. Wielokrotnie na takich zabitych dechami dziurach, gdzie psy szczekają wiadomo czym trafiałem na istne uczty dla mych kubków smakowych a w dodatku za śmieszne pieniądze. Tak naprawdę wysnułem ostatnio śmiałą teorię, że powinienem w ogóle jadać za darmo. Wielokrotnie knajpki szczególnie te na uboczu w których się stołowałem dziwnym trafem bardzo szybko się zaludniały, więc skoro jestem takim magnesem na klientów coś po za sraczką mogło by mi się skapnąć nie ;) Ogólnie mój luźny stolec, skoro już poruszyłem tą kwestie to tylko i wyłącznie moja wina. Mój brzuszek jeszcze nie przywykł do pikantności tutejszych potraw, ale kurczę totalna rezygnacja z pikanterii była by kastracją tego wspaniałego jedzenia. Przyzwyczaiłem się więc, że rano musi troszkę piec mnie dupcia, a konsystencja mej kupy jest nieco bardziej luźna ;) Prawdziwej sraczki tak naprawdę jeszcze na szczęście nie miałem, choć raz miałem nieprzyjemność znalezienia się w tak podbramkowej sytuacji, że byłem zmuszony skorzystać z publicznej toalety. Nie było nawet tak strasznie a że tu zawsze w kibelkach są kraniki i miałem przygotowane na tą sposobność mydełko, to wyszedłem z tej kabały z nawet czysta dupką :)
No dobra było jedzonko i tematy fekalne czas powiedzieć coś o Ajancie. Jeśli jesteście niezależni i zmotoryzowani jak ja fajnie jest pojechać tam od mniej uczęszczanej strony skąd jest piękny widok na cały kompleks. To właśnie ponoć z tego miejsca spostrzegł je pewien brytyjski oficer odkrywając je dla całego świata. Prowadzi stąd normalna przygotowana ścieżka na dół w kierunku kompleksu świątynnego. Po drodze można podziwiać dość ładny wodospad i pstryknąć jeszcze kilka zdjęć z góry. Wspinanie się z powrotem tą samą drogą w upale nie jest już tak przyjemnie, ale w 20 minut da się to zrobić. Z miejsca, do którego prowadzi owa ścieżka trzeba troszkę się cofnąć, gdyż należy jeszcze zawitać do kasy i zakupić bilecik za 500 rupii. Niestety obejść się tego nie da bo kawałek dalej stoją i sprawdzają bilety. Miejsce to różni się tym od Ellory, wiele jaskiń/świątyń jest lepiej zachowanych. Można tu podziwiać pradawne malowidła których w Ellorze się nie uświadczy. Dużą zasługę w zachowaniu tego miejsca w miarę dobrej kondycji mają ponoć Japończycy, którzy ze względu na Buddę zaopiekowali się tym miejscem. Jeśli chodzi o turystów z Japonii to w Ajancie pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że stworzyli niepowtarzalny klimat a nie tylko latali ze swoimi wielkimi aparatami jak zawsze. W jednej ze świątyń wycieczka, w skład której wchodziło dwóch buddyjskich mnichów w pewnym momencie przysiadła i zaczęła śpiewać coś w rodzaju mantry. Nawet kilka wrzeszczących hinduskich bachorów nie zniszczyło tej magicznej chwili i przez moment świątynia faktycznie stała się świątynią. Mam filmik, lecz pewnie tego nie odda no i jeszcze nie wiem czy będę potrafił go tutaj zamieścić ;)
Więcej o tym świątynnym kompleksie nie będę się rozpisywać, gdyż nie mam pewnie wystarczającej wiedzy a wszystko jest dostępne w necie dla zainteresowanych. Z mojej strony gorąco polecam gdyż Ajanta jak i Ellora mają swój magiczny klimat. Oczywiście fajnie było by tu pospacerować bez tabunów hinduskich turystów (tu także byłem w okresie Diwali). Pomimo tych niedogodności każdy tu gdzieś znajdzie chwilkę odosobnienia i zadumy nad tym co ręka ludzka była w stanie zrobić wieki temu.













































1 komentarz:

  1. Piękne fotografie i jeszcze piękniejsze widoki. Czekamy na dalszy ciąg reportażu z Twojej podróży. Tato

    OdpowiedzUsuń