piątek, 28 października 2016

Nashik


Miejscowość tą jako jeden z przystanków w mojej wędrówce wybrałem dość przypadkowo. Kierowałem się z Mumbaiu na Aurangabad i z racji, że była to moja dziewicza trasa motocyklem po hinduskich drogach wolałem nie przesadzać z odległością i rozbić ją na dwa dni. Decyzja okazała się bardzo słuszna. Nawijanie kilometrów po tutejszych drogach okazało się wolniejsze niż przypuszczałem. W prawdzie droga z Mumbaiu do Nashik jest całkiem niezła (w porównaniu z kolejnymi jakie tu uświadczyłem wręcz genialna), samo wydostanie się z miasta zajęło mi kupę czasu.
Sam Nashik okazał się genialnym miastem, głównie za sprawą fantastycznego hosta Subodha, który dysponował olbrzymią wiedzą o regionie. Od samego początku postawił sobie za cel by pokazać mi wszystko co najciekawsze zarówno mieście jak i okolicy a ja z tego skrzętnie skorzystałem. By nie tracić czasu (spędzałem tu tylko jedną noc), umówiliśmy się jeszcze przed miastem w miejscu zwanym jaskiniami Pandavleni. Jest to zbór buddyjskich jaskiń datowanych trzy tysiące lat przed Chrystusem. Było to moje pierwsze spotkanie z tego typu „budowlami” i zrobiło na mnie duże wrażanie. Szczególnie podobał mi się klimat spokoju i odosobnienia. Byliśmy tam ok. 14 i po za nami spotkaliśmy tylko kilkoro lokalnych zwiedzających. Miejsce to nie jest tak spektakularne jak Ellora czy Ajata, które zobaczyłem kilka dni później, ale brak tłumów sprawił, że to tutaj mogłem lepiej poczuć atmosferę wiekowych świątyń.
Z świętych dla buddystów jaskiń ruszyliśmy do jednej z najważniejszych świątyń hinduizmu, oddalonego około 30 km od Nashik Trimbakeshwar. Ta niesamowita świątynia Shivy robi wywarła na mnie olbrzymie wrażenie Niestety nie mam z niej zbyt dużo zdjęć gdyż fotografowanie jest tam zabronione. Za sprawą Subodha i jego opowiadań i wyjaśnień w pełni oddałem się mitycznej atmosferze tego miejsca które dla mojego gospodarza było tym bardziej wyjątkowe, że to właśnie Shive obrał sobie na swojego głównego boga. Nie będę was tu zanudzał historią tego miejsca i zawiłościami panteonu hinduskich bogów. Jak was to interesuje bez problemu to sobie wygooglujecie a ja mógłbym coś pokręcić. Powiem tylko, że tutejszy klimat udzielił mi się tak bardzo, że postanowiłem się wykąpać w Gangesie, a dokładniej w przyświątynnym basenie z wodą z tej świętej rzeki. Zapaliłem ceremonialne światło puściłem je na wodę i się w niej zanurzyłem, a mój nowy przyjaciel zrobił mi kilka zdjęć na pamiątkę.
Gdy zrobiło się już ciemno ruszyliśmy do domu mojego gospodarza, gdzie poznałem resztę jego rodziny i zostałem przyjęty iście po królewsku. Czas w którym przyszło mi gościć w Nashik przypadał bowiem na jedno z największych świąt kalendarza hinduskiego – Diwali. Jest to święto bardzo rodzinne (coś jak połączenie naszego bożego narodzenia z nowym rokiem). Możliwość uczestniczenia w jego obchodach wraz z typową tutejszą rodziną było czymś niesamowitym i niezapomnianym. Po przybyciu do domu i szybkim odświeżeniu się żona i córka gospodarza przygotowały dla nas dwóch wspaniałą wieczerzę. Czułem się trochę dziwnie gdyż tylko ja i Subodh jedliśmy podczas gdy kobiety nam usługiwały. Zgodnie z hinduską tradycją mogły się one posilić dopiero jak my skończyliśmy, jego synek natomiast był zbyt młody. Jedzenie było fantastyczne i stale było mi dokładane. Obżarłem się masakrycznie i z trudem udało mi się w końcu przekonać gospodarzy, że nie jestem już w stanie zjeść więcej. Ciężko słowem oddać przeżycia i klimat tego posiłku. Mam nadzieję że tych kilka zdjęć go wam przybliży.
Następnego dnia musiałem ruszać do Aurangabad gdzie wieczorem oczekiwał mnie kolejny couchsurfer. Przed wyjazdem jednak dostałem rozpiskę miejsc które musiałem zobaczyć w samym Nashik zanim wyruszę w drogę. Mój gospodarz bowiem musiał iść do pracy. Odwiedziłem Sita Guffaa (świątynia grota z przejściami wysokości kilkudziesięciu centymetrów), Shri Kalaram, Ram Kund i świątynie Naroshankar. Przespacerowałem się też nad rzeką w centrum i po pobliskich targowiskach. Wszystko to znajduje się w niedalekiej okolicy, mogłem więc pozostawić motocykl pod opieką jednego ze sprzedawców i wszędzie dotrzeć pieszo.

Były to bardzo intensywne 2 dni, ale niesamowicie się z nich cieszę. Dziwi mnie trochę że Nashik i jego okolice jest tak mało rozpoznawany pod względem turystycznym. Jak będziecie w okolicy musicie tu zajrzeć. Naprawdę warto.
Jeszcze słów kilka o Diwali. Jeśli chodzi o piękne kolorowe wzory to są one usypywane ręcznie z kolorowych kredo-podobnych proszków przed progami domostw lub w ich wnętrzach właśnie z okazji tego święta i ku czci bogów. Małe stópki oznaczają obecność, ślady boga w domu, swastyka to znak szczęścia itd, itp. Oprócz tego świątynie, domy i ogólnie wszystko co się da przystrajają kolorowe lampki. Jak dla mnie trochę kiczowate. O wiele ładniej prezentują się papierowe lampiony i pomarańczowe kwiaty którymi stroi się nawet samochody i motocykle.









































1 komentarz:

  1. Zwiedzasz ciekawe miejsca w dodatku w ciekawym dla tego kraju okresie. Gratuluję interesujących fotografii. Tato

    OdpowiedzUsuń